Po pierwszym przesłuchaniu z żalem musiałem przed samym sobą przyznać, że jestem trochę rozczarowany. Przy kolejnych było już znacznie lepiej ale wciąż zastanawiam się, co sądzić o tym albumie. Ukazany na okładce klęczący anioł, kryjący w dłoniach swą twarz wydawał się dobrze oddawać wrażenia po moim początkowym zetknięciu z nowym dziełem legendarnego zespołu White Door. Przyznaję jednak, że moje wczesne wrażenia z każdym kolejnym odsłuchem zmieniają się na lepsze.
Być może po części wzięło się to stąd, że gdy dotarła do mnie wiadomość o przygotowywanej do wydania drugiej długogrającej płycie tego kultowego – szczególnie w Polsce – brytyjskiego tercetu (obecnie kwartetu), po prostu trudno było mi w to uwierzyć a na dodatek poczułem lekkie zaniepokojenie. I nie, ta płyta nie jest ujawnieniem mitycznej, nigdy niewydanej sukcesorki “Windows”, o której istnieniu swego czasu krążyły legendy a wszyscy polscy fani new romantic przed laty bezcelowo uganiali się za nią jak za białym jednorożcem. Uważałem i nadal zresztą tak myślę, że główny czar White Door polegał przede wszystkim na wyjątkowości tej jednej, jedynej jak dotąd długogrającej płyty wydanej 37 lat temu (i kilku towarzyszących jej singli), niemożności jej zdobycia i szczęściu, gdy wreszcie udało mi się kupić niemiłosiernie onegdaj drogi winyl (jej wyczekiwane latami kompaktowe wznowienie w 2009 roku tylko wzmogło to przekonanie). Fakt ten pomógł zbudować wokół niej magiczną otoczkę. Z tego punktu widzenia nagrywanie po latach kolejnych utworów wydawało się być odrobinę ryzykowne.
“The Great Awakening” to całkowicie nowy materiał zarejestrowany niemal w oryginalnym składzie – wokalista Mac Austin, grający na saksofonie i flecie Harry Davies oraz jego brat John Davies obsługujący instrumenty klawiszowe. Niemal w oryginalnym, bowiem w nagraniu płyty “The Great Awakening” wydatnie pomógł doskonale znany ze szwedzkiego duetu Daily Planet Johan Baeckström, który nie tylko album wyprodukował, zagrał na nim na klawiszach, zaśpiewał drugim głosem ale również był współautorem 7 z 8 zawartych na nim kompozycji stając się nowym ważnym członkiem zespołu. Ta brakująca do kompletu – “Lullaby” – zaczerpnięta została z repertuaru progresywnego bandu Grace, z ich wydanej w 1992 roku – a więc w kilka lat po wznowieniu działalności – płyty “The Poet, The Piper And The Fool” mocno inspirowanej dokonaniami Marillion. Po jej wydaniu Grace się ponownie rozpadło ale co ciekawe powróciło grając okazjonalne koncerty, a w ubiegłym roku wydało album “Overdose” dając jasny sygnał, że wywodzący się zeń członkowie White Door żyją i mają się całkiem dobrze.
Trochę wcześniej można już było zacząć snuć przypuszczenia, że ktoś w końcu wpadnie na pomysł, by wskrzesić White Door i namówić zespół do ponownego wejścia do studia. O tym, że powstanie nowy album Mac Austin wspominał już trzy lata temu. Duży w tym udział miał Johan Baeckström. Artysta od lat nie krył swojego zachwytu płytą “Windows”. Gdy w 2015 roku wydawał swoją pierwszą solową płytę “Like Before” na towarzyszących jej singlach znalazły się covery “Jerusalem” i “School Days”. Dwa lata później Austin zaśpiewał w “Heaven Opened” na albumie Daily Planet “Play Rewind Repeat”. Zaowocowało to przyjaźnią i wspólną pracą nad nowym White Door.
Swoje trzy grosze do powstania albumu “The Great Awakening” dorzucili jeszcze grając na elektrycznym basie w dwóch nagraniach Simon Baeckström (syn Johana), Jarmo Ollila – druga połowa Daily Planet – oraz Hanna Hasselberg-Ollila.
Panowie Austin i Davies wyciągnęli z szafy stary syntezator Roland Jupiter-8, zdmuchnęli kurz z automatu Oberheim DMX, perkusja Simmonsa też się przydała (no chyba, że była emulowana elektronicznie) i przy użyciu niemal identycznych środków wyrazu, z dodatkiem nieodzownej dzisiaj nowoczesności (nad którą czuwał Johan Baeckström) nagrali po prawie 4 dekadach następczynię “Windows”. W nagraniach pobrzmiewają ponadto saksofon tenorowy jak i obowiązkowo flet, wszak jednym z zespołów mających ogromny wpływ na członków White Door było Jethro Tull. Brzmienia i poszczególne rozwiązania są praktycznie zaczerpnięte z banku pamięci lat 1982-83, wokal Maca pozostał czarujący jak niegdyś a jednak całości brakuje tej urzekającej onegdaj zwiewności i plastyczności. Produkcja nie ma w sobie już tego subtelnego powiewu chłodu co kiedyś, tej podskórnej minorowości tak ujmującej wszystkich “nowych romantyków”. Od strony technicznej nic jej nie można zarzucić, album brzmi nienagannie, syntezatory grają doskonale. Jest pogodniej, bardziej popowo, miejscami może nawet aż za bardzo (jak w chociażby “Simply Magnificent”). Słychać, że włożono weń sporo pracy i bardzo dużo serca. Kompozycjom, chociaż są przebojowe i dobrze zrealizowane, przydałaby się jednak szczypta dawnej magii. Próżno szukać tu nagrań zbliżonych klimatem i poziomem do “School Days”, “Jerusalem” czy “Behind The White Door”, jednak w jakiś przedziwny sposób za każdym kolejnym odsłuchem płyta zyskuje. Najpewniej dzieje się tak za sprawą głosu Maca Austina, balansującego barwą gdzieś pomiędzy Mortenem Harketem, Marianem Goldem (Hartwigiem Schierbaumem) i… Davidem Gilmourem. Być może sprawia to również melodyka nagrań, której niekiedy słyszalnie blisko do tej znanej z prog rocka (posłuchajcie uważnie chociażby początku “Beautiful Girl” czy wspomnianego “Lullaby”). A może właśnie w tym stopniowym, powolnym zdobywaniu serca słuchacza od zawsze tkwiła największa moc White Door?
Wszystkie nagrania mniej lub bardziej nawiązują do przeszłości jednocześnie sygnalizując chęć pójścia do przodu, wpisania się w aktualnie panujące w elektronicznym popie trendy, pozostawienia tego, co było, za sobą. W warstwie muzycznej odwołania do lat minionych są jednak silne chociaż jednocześnie postawiono na bardziej współczesną aranżację i produkcję, w tekstowej takich odniesień też znajdziemy sporo. Już sam tytuł albumu “Wielkie przebudzenie” (“The Great Awakening”) i fraza “…nadeszła pora by ruszyć dalej, zobaczyłem otwarte drzwi i powoli wyszedłem na zewnątrz, poczułem wiatr i deszcz i pojąłem, że żyję…” . Podobnie w nagraniu otwarcia – “Among the Mountains” znajdujemy tekst “pragnę przespacerować się z tobą raz jeszcze, chcę ponownie spojrzeć w moje niebo” (w którym Mac Austin śpiewa niczym Bryan Ferry), “to czas by się odrodzić” (“Resurrection”), w “Lullaby” grupa sięga po motyw okien – “nie spoglądaj poprzez okna, nie wpatruj się w cienie…nie patrz za siebie..”. Drzwi, okna – prawda, że brzmi znajomo?
Mac Austin w najnowszym wywiadzie dla szwedzkiego magazynu Zero tak mówił o płycie “The Great Awakening” – “Ostatnie lata naszego życia były nękane chorobami i stratami, ale także wyzdrowieniem i nową nadzieją na przyszłość. Wszystko, czego doświadczyliśmy, pokolorowało album na różne sposoby. Można niemal powiedzieć, że “The Great Awakening” to muzyczny pamiętnik. Ja sam jestem częścią „Lullaby”, „Soundtrack of Our Lives” i „Beautiful Girl”, opowiadających o ludziach i wydarzeniach, które wywarły na mnie duże wrażenie. Na początku podczas nagrywania zdecydowaliśmy, że album będzie się nazywał “The Great Awakening”. W końcu White Door obudził się ponownie po trzydziestu pięciu latach bezsennego snu!”.
Ja na razie nie jestem w stanie wskazać swojego jednoznacznie ulubionego nagrania z tej płyty, podobają mi się “Lullaby” i utwór tytułowy, w pozostałych wciąż jeszcze szukam tego czegoś, co urzeknie mnie bardziej. Mac Austin – “Jestem bardzo zadowolony z „Beautiful Girl”, który jest niezwykle chwytliwy. Mam też słabość do „Angel of Tomorrow” i „Among the Mountains”. Są to dwie bardzo piękne piosenki, które wzruszają mnie za każdym razem, gdy je słyszę…”.
Kreśląc ostatnie słowa tej recenzji słucham wciąż grającego cicho w tle albumu “The Great Awakening” grupy White Door i dochodzę do wniosku, że może jednak byłem początkowo zbyt surowy w swojej ocenie i być może, przynajmniej po części miałby on szansę pójść w ślady “Windows”, gdyby przenieść go w czasie, gdyby był jak wtedy trudno dostępny, gdyby w związku z tym stopniowo stawał się legendą i gdyby pewien nieżyjący już niestety prezenter radiowy, odżegnujący się później od takich brzmień, uczynił z niego w Polsce obiekt kultu. Dzisiaj wydaje się to już raczej niemożliwe. Ale kto wie, może po kilku następnych przesłuchaniach czar zadziała i przekonam się zupełnie do “The Great Awakening”?
Na koniec jeszcze raz Mac Austin – “Byłbym bardzo szczęśliwy, gdyby nasi starzy fani docenili płytę. Jednocześnie, oczywiście, mamy nadzieję dotrzeć do nowych słuchaczy. “The Great Awakening” to album, który wymaga kilku przesłuchań, by słuchacz w pełni go docenił, ale warto spróbować!”. “…mam nadzieję, że wydanie płyty doprowadzi do wspaniałego ponownego zapłonu i przyniesie wiele pozytywów. Byłoby świetnie zarówno jeśli chodzi o koncerty, jak i kolejne albumy w przyszłości!”.
Pomimo początkowego rozczarowania po kilku kolejnych odsłuchach mogę stwierdzić, że to dobry, melodyjny, ujmujący, szczery popowy album, nie udający na siłę, że jest czymś więcej niż jest. Żeby się o tym przekonać wystarczy dać mu szansę.
PS. W najbliższą niedzielę tj. 19 kwietnia 2020, w Rock Serwis FM o godzinie 13.00, w ramach cyklu Retro Wave posłuchamy wyboru nagrań z albumów i singli grupy. Jak zwykle serdecznie zapraszam.
Wykonawca: White Door
Tytuł: The Great Awakening
Format: LP album, CD album, digital album
Gatunek: synth pop
Data wydania: 17 kwietnia 2020
Wydawca: Progress Productions
Tracklist:
01. Among The Mountains
02. Resurrection
03. Soundtrack Of Our Lives
04. Lullaby
05. Angel Of Tomorrow
06. The Great Awakening
07. Simply Magnificent
08. Beautiful Girl
2 comments
“Behind the White Door” to utwór mojego życia. Tak samo “Baker Street” Gerry Raffertego i ” Smalltown Boy”Jimy Sommervile,a -Bronsky Beat” .Utwory te mają niespotykany, nigdzie indziej klimat melancholii, finezyjne melodie i fantastycznych wokalistów.
Jak dla mnie obie płyty White Door są rewelacyjne . Drugi album jest inny ale należy zwrócić uwagę że wydany po ponad 30 latach od pierwszego Windows, gorąco polecam wszystkim fanom New Romantic